Na zielona wyspe trafilam stosunkowo niedawno, dokladnie 20
lutego 2012. Z mojej perspektywy to już calkiem spory kawalek czasu ale w
porównaniu do Polaków, których zdążylam już tutaj poznać i ich opowieściach o
życiu tu w Irandii już od 5,6,7 lat to w zasadzie niewiele. Pamiętam zdziwienie
na twarzach rodziny, znajomych na wiadomość o moich planach wyjazdu. Nikt nie
pałał optymizmem, padały komentarze o kryzysie w Irlandii, o braku pracy, o
Polakach wracających z wysp do Polski, o zostawieniu bliskich….nie było łatwo
ale też był to taki moment gdzie w zasadzie nie było nic do stracenia (oprócz oszczednosci)
no a przecież, choć to smutne, to własnie o nie chodziło. O poprawę sytuacji
finansowej, komfort życia, rozwój osobisty i spełnianie marzeń….Z ogromną
wiarą, wyznaczonym celem i skrywanym przerażeniem coś po godzinie 23.00
wylądowałam na wyspie. Pakując się do taxówki na miejsce kierowcy (ruch lewostronny..) dotarło do
mnie że na prawde tu jestem i że wlasnie podzielilam los ponad 2 mln Polskich
emigrantów, którzy chcąc nie chcąc musieli opuścić Polske w poszukiwaniu nowych
możliwości.